Następnego dnia po wizycie w Legionowie spotkaliśmy się o północy pod kolumną Zygmunta
na kolejną nocną masę. Stawiły się 34 osoby (w tym sporo – jak na tę porę – dziewczyn :-)
Pogoda była niezła a trasa jeszcze bliżej nieokreślona. Skeler zaproponował, aby przejechać
przez Wisłę pierwszym znajdującym się poza Warszawą mostem. Padło na Górę Kalwarię albo Nowy Dwór.
W demokratycznym (jak zwykle) głosowaniu został wybrany ten drugi wariant (w przypadku Góry Kalwarii
zachodziło niebezpieczeństwo, że Skeler mógłby się urwać na początku albo na końcu imprezy...)
Niespodziewanie niektórzy musieli awaryjnie załatać i wymienić dętkę, co nieco opóźniło
start całej grupy. Pokręciliśmy się trochę po Krakowskim, Nowym Świecie, Pl. Trzech Krzyży,
Chmielnej, Marszałkowskiej (żeby rozruszać trochę wałęsającą się warszawską elytę i smakoszy
nocnego piwa) i ruszyliśmy przez Żoliborz, Lasek Bielański na wylot w stronę Gdańska.
Jazda przebiegała spokojnie; szosą tylko niekiedy pomykały ciężarówki albo osobowe. Widok oświetlonej
migocącymi lampkami kolumny rowerzystów był imponujący. Pomimo dosyć spokojnego (na razie) tempa
grupa stopniowo zaczęła się wykruszać... Pierwsi odpadli jeszcze w Warszawie, następni na rogatkach miasta,
jeszcze inni w Łomiankach. Gdzieś po drodze „zawieruszył się” też wysłużony Czajnik (a wydawało mi
się że to niekwestionowany przedstawiciel kwiatu Warszawskiej Masy :-)
Z początkowych 34 osób pozostała, zdecydowana na wszystko, połowa!
Po ok. 3 godzinach osiągnęliśmy most w Nowym Dworze Mazowieckim; nie mogliśmy sobie odmówić zrobienia
pamiątkowych zdjęć (było pusto więc wszyscy uwalili się na całej szerokości jezdni).
Potem jeszcze wizyta w city, w jedynym otwartym w nocy sklepie spożywczo-monopolowym (wzbudziliśmy
niezłą sensację wśród miejscowych!). W międzyczasie zaczął padać deszczyk – pora było wracać.
(Skeler usiłował przemycić chytry pomysł przejechania przez most zapory w Dębem, ale zbiorowy głos
rozsądku nie pozwolił mu na taką ekstrawagancję). W drodze powrotnej peleton rozwinął sporą szybkość.
Przez Jabłonnę dotarliśmy z powrotem do Warszawy.
W sumie nakręciliśmy ok. 80 km (do Konstancina to będzie trochę więcej...)
Zdjęcia cyfrowe Bodzia
POWRÓT
© 2004 by KKKT „Trawers”